Koło 5 dojeżdżamy do celu. Na parkingu zajmujemy ostatnie wolne miejsce i powoli szykujemy się do wyjścia. Po kilkunastu minutach niechętnie wychodzimy z samochodu, zarzucamy wory na plecy i ruszamy. Temperatura nie rozpieszcza. Zamarzają nawet myśli. Jednak nie dochodzimy nawet do Kuźnic, a puchówki już lądują w plecakach. Łapiemy rytm i jak w transie posuwamy się naprzód. Jakiś kwadrans przed 7 jesteśmy już w Murowańcu. Robimy sobie dłuższą przerwę, jemy śniadanie i pozwalamy trochę obeschnąć ciuchom.
Jak zwykle w takiej sytuacji historia zaczyna się nieubłaganym bip, bip, bip.. Wyłączam budzik i leniwie zwlekam się z łóżka. W pokoju jest rześko co utwierdza nas w przekonaniu, że lekko nie będzie. Ubieramy się, jemy śniadanie i szybko pakujemy się do naszej bordowej błyskawicy. Pomimo niskiej temperatury odpala bez problemu. Zgarniamy Sławka z Łazisk i w pełnym składzie ruszamy w kierunku Zakopanego. Koło 5 dojeżdżamy do celu. Na parkingu zajmujemy ostatnie wolne miejsce i powoli szykujemy się do wyjścia. Po kilkunastu minutach niechętnie wychodzimy z samochodu, zarzucamy wory na plecy i ruszamy. Temperatura nie rozpieszcza. Zamarzają nawet myśli. Jednak nie dochodzimy nawet do Kuźnic, a puchówki już lądują w plecakach. Łapiemy rytm i jak w transie posuwamy się naprzód. Jakiś kwadrans przed 7 jesteśmy już w Murowańcu. Robimy sobie dłuższą przerwę, jemy śniadanie i pozwalamy trochę obeschnąć ciuchom. Ze schroniska ruszamy dopiero o 7:30. Dochodzimy do stawu, prawie nie rozmawiamy, tylko obserwujemy otaczające nas ściany. Błękitne niebo, brak wiatru i inwersja (na hali jest tylko -8 stopni) pozwalają z optymizmem myśleć o najbliższych godzinach. Przechodzimy staw i odbijamy w lewo. Z początku idziemy jakimś śladem. Wyprzedzamy inny zespół (chłopaki również atakują żeberko) i torujemy prosto pod ścianę. Decydujemy się wejść w drogę na wprost, a chłopaki atakują od lewej. Nie tracąc czasu szpeimy się i o 9:10 ruszamy. Do pierwszego stanu chłopaki docierają trochę szybciej i przez resztę dnia wzajemnie sobie przeszkadzamy. Mimo to humory dopisują i powoli pokonujemy kolejne metry. Na trzecim wyciągu zaczynają do nas docierać promienie słońca. Wraz z temperaturą rosną też morale ekipy. Niestety ostatni wyciąg zajmuje mnóstwo czasu. Słońce traci na sile i nieubłaganie opada coraz niżej. W końcu Szymon rusza „na zakładkę” z zespołem z Krakowa. Zmęczenie robi swoje, zapomina przedłużyć przelotów i funduje sobie niezła walkę na wyjściu. Szybko ściąga nas na górę. Chwilę po nas melduje się drugi zespół. Niestety robi się coraz ciemniej i bez trudu można wyczuć rosnące napięcie w zespole. Nie dajemy jednak ponieść się emocjom i szybko ruszamy w dół. Mimo ogromnej ilości śniegu bez trudu odnajdujemy bezpieczną drogę do żlebu, a dalej już w coraz większych ciemnościach do dna doliny. Na stawie zrzucamy z siebie resztki sprzętu, meldujemy się w domach i mechaniczne ruszamy doskonale znaną drogą. Odwracamy się jeszcze na chwilę i z podziwem patrzymy na pogrążone w mroku szczyty. Do samochodu docieramy około 19:30. Spragnieni rzucamy się na pozostawiony w bagażniku termos. Ciepła herbata po raz kolejny nabiera niezapomnianego smaku górskiej przygody.
0 Komentarze
|
Szymon
[email protected] Archiwum
Czerwiec 2015
Categorie
Wszystkie
|